niedziela, 15 lipca 2012

stand straight, look me in the eye and say 'goodbye'

przecież to jest jakiś koszmar..

dobrze, że dziś dzień przywitał mnie euforią, spokojną akceptacją siebie i ogromną chęcią na wyjście do ludzi.

co prawda, czuję się dojmująco samotna, ale w końcu sama sobie to zgotowałam - mogłam nie zachowywać się jak fałszywa suka. W imię czego właściwie...? Akceptacji? Troski? Haha. Nie masz teraz ani tego, ani przyjaciółki - zasłużyłaś na cierpienie.

Przechadzałam się między półkami w sklepie i myślałam tylko o tym, że obecnie nie mam najmniejszego prawa, żeby się cieszyć. Euforia, której źródlem dziś akurat była muzyka, totalnie mi się nie należy, powinnam ponieść karę i płakać, płakać, płakać...

może właśnie w tym celu w tym tygodniu znów się naćpam, a potem przeżyję koszmarny parodniowy zjazd?

ja pierdolę. Przepraszam, K. Nie chciałam Cię skrzywdzić, nie wiem, co mi odpierdoliło na te pół roku. Jednego możesz być pewna - nie tylko Tobie zafundowałam koszmar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz